Zbory Związku Stanowczych Chrześcijan na Śląsku Cieszyńskim, z których się wywodzimy, powstały przed I wojną światową w łonie Kościoła Ewangelickiego. Najpierw jako Społeczność Chrześcijańska, a nieco później – w wyniku duchowego przebudzenia – wyłonił się wyżej wymieniony Związek Stanowczych Chrześcijan. Związek ten został zarejestrowany w roku 1910 przez ówczesne władze Monarchii Austro – Wegierskiej. Po pierwszej wojnie światowej zbory te zostały terytorialnie rozdzielone granicą polsko-czechosłowacką. Jedna część zborów znalazła się w Polsce, druga natomiast w Czechosłowacji (Zaolzie). Zbory w Gródku, Nieborach, Suchej Górnej i Żukowie Dolnym znalazły się na terenie Czechosłowacji, a zbory w Cieszynie, Hażlachu, Wapienicy, Ustroniu i Wiśle na terenie Polski. Społeczności te rosły i rozwijały się pod wpływem Ducha Świętego. Stan ten trwał do roku 1939, czyli do wybuchu II wojny światowej, kiedy to działalność Związku Stanowczych Chrześcijan została zabroniona przez władze hitlerowskie.

W czasie wojny nabożeństwa odbywały się potajemnie w domach prywatnych. Pan Bóg przemawiał do swojego ludu przez Słowo Boże, udzielając wskazówek, jak należy postępować w poszczególnych sytuacjach i okolicznościach. Jednym z przykładów była prorocza rada, aby nie uciekać przed okupantem i nie przyjmować tzw. Volkslisty. Kto zastosował się do tej rady, uniknął mnóstwa kłopotów. Często oznaczało to zachowanie życia. Kiedy II wojna światowa chyliła się ku końcowi, lotnictwo alianckie bombardowało miasta i przemysł dogorywającej III Rzeszy, także na terenach państw przez nią okupowanych. Celem bombardowań stała się również huta w Trzyńcu, gdzie pracowało wielu wierzących braci z polskich zborów. Kierownictwo huty ostrzegało wszystkich pracowników o planowanym nalocie. Podczas modlitwy jeden z braci wyraźnie odczuł, że nie spadnie na teren huty żadna bomba. Kiedy ogłoszono alarm przeciwlotniczy, brat ten nie opuszczał swojego miejsca pracy. Niemiecki szef ponaglał go, by natychmiast udał się do schronu. Wierzący brat ze spokojem wyjaśnił szefowi, że żadna bomba tu nie spadnie. Niemiec tylko popukał się w czoło i szybko udał się do schronu. O zapowiadanej godzinie nadleciały trzy eskadry alianckich samolotów, ale nie zrzuciły ani jednej bomby i poleciały dalej. Po wojnie pewien aliancki lotnik, który przebywał na leczeniu w szpitalu, podczas rozmowy z osobą wierzącą, zapytał: co to za ludzie mieszkają na tym terenie? Mieliśmy zbombardować zakłady hutnicze w Trzyńcu, ale nie mogliśmy ich znaleźć, pomimo podjęcia kilku prób. Innym razem pewien wyższy rangą dowódca wojsk radzieckich miał zamiar poprowadzić front przez Śląsk, ale w widzeniu zobaczył anioła , który rozciągał ręce nad tym terenem. Kierunek uderzenia Armii Czerwonej został zmieniony. W okresie II wojny światowej ludzie oddani Bogu otrzymali proroctwa, z których jasno wynikało, że w czasie działań wojennych Bóg zachowa ten kraj, a dopiero później wyprowadzi swój lud w inne miejsce. W tamtym czasie przeżyć i doświadczeń inspirowanych przez Boże działanie było wiele.

Po wojnie zbory Stanowczych Chrześcijan po stronie czeskiej wstąpiły do tak zwanej „Jednoty Czeskobraterskiej”. Z początku współpraca układała się poprawnie. Jednak z biegiem czasu, a szczególnie po duchowym przebudzeniu w 1959 roku, Kościół Braterski nie zaakceptował przejawów działania Ducha Świętego, co doprowadziło do wystąpienia części członków z Kościoła. Chcąc zalegalizować swoją działalność, natrafiono jednak na opór ze strony władz państwowych i braci. W 1964 roku doszło nawet do aresztowań niektórych braci, którzy wystąpili z Kościoła Braterskiego. Nie mogąc spotykać się legalnie, nabożeństwa odprawiali w mieszkaniach prywatnych.

W lutym 1962 r. jeden z braci starszych doświadczył osobistych, bardzo mocnych wewnętrznych przeżyć, które wyzwoliły w nim ogromną potrzebę żarliwej modlitwy i szukania społeczności z Bogiem. Tak też uczynił, co spowodowało, że po pewnym czasie otrzymał wyraźne słowo od Boga, które skierowane było nie tylko do niego, ale przede wszystkim do zborów. Było to polecenie, aby się stąd wyprowadzić. Nasuwało się pytanie, dokąd się wyprowadzić? Odpowiedź brzmiała: Na południowy wschód Polski, tam was przyjmą, a Ja was tam potrzebuję. W związku z tym brat ten apelował do wszystkich o potrzebę modlitwy, aby każdy wierzący osobiście prosił Pana o zrozumienie zaistniałej sytuacji i duchowe potwierdzenie, zanim podejmie decyzję o wyjeździe do Polski. Jedni przyjęli to z entuzjazmem, inni z wielką rozwagą, a niektórzy zdecydowanie byli przeciwni opuszczeniu swoich domów rodzinnych. Emigracja z Czechosłowacji w tamtym okresie było praktycznie nierealna, przede wszystkim z przyczyn politycznych. Bóg jednak dał kolejne zapewnienie: Przyjdzie dzień i godzina, że kto będzie chciał, ten pójdzie. Inne zapewnienie brzmiało: Będzie to możliwe przez jakąś zawieruchę lub działania wojenne.

Od 1962 r. do 1968 r. nic nie można było uczynić w sprawie wyjazdu. Po wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego na teren Czechosłowacji, w czasie tzw. Praskiej Wiosny, zmieniono politykę emigracyjną i każdy kto chciał się wyprowadzić, mógł bez przeszkód wyjechać. Po przybyciu na nowe tereny, odwiedziły osadników dwie siostry z Sanoka. Przyniosły informację o tym, że Bóg już przed wojną w zborze w Sanoku, przekazał przez Ducha Świętego proroctwo, które brzmiało: Na ten teren przyjadą ludzie innego języka z Czech. Bracia i siostry, którzy posiadali duchowe przekonanie o słuszności podjętej przez siebie decyzji w sprawie opuszczenia swojego miejsca zamieszkania w Czechosłowacji i nie szli „z tłumem”, nigdy nie żałowali swojej decyzji. Oczywiście nie było łatwo zrezygnować z ustabilizowanego życia, pracy, domów i zaczynać wszystko od nowa jako osadnicy, gdzieś na odludziu w Polsce. Pan Bóg jednak miał swój plan i swoje metody jego realizacji w stosownym czasie. Nie zostawił swoich dzieci bez opieki, lecz będąc Dobrym Ojcem, prowadzi swój lud do dzisiaj przez kilka pokoleń. Niektórzy ludzie uważali (być może nadal są przekonani co do tego), że opuszczenie Zaolzia i osiedlenie się w Wisłoczku, Puławach czy Woli Piotrowej było pomyłką. Jako potomkowie tych pionierów, którzy odpowiedzieli pozytywnie na Bożą wolę, jesteśmy pewni, że ich decyzja była słuszna. Jesteśmy też wdzięczni Bogu za naszych ojców, którzy przejęci miłością, pokorą i posłuszeństwem, wykonali Jego wolę.

Dzisiaj Wisłoczek to miejsce, w którym Boże błogosławieństwo odczuwamy nadal, do wspólnoty przystępują również nawracający się ludzie z bliższych i dalszych okolic. Swoją radością i umiłowaniem Słowa Bożego możemy dzielić się z innymi, których życie wcześniej nie miało sensu, a w Wisłoczku zetknęli się po raz pierwszy w życiu z Ewangelią. Bywają i tacy, którzy nie posiadali dachu nad głową, nie doświadczyli zwykłej ludzkiej serdeczności, a tutaj otrzymali pomoc i wsparcie, zarówno duchowe, jak i materialne. Możemy też budować się jako wspólnota ludzi wierzących z braćmi i siostrami z różnych miejsc kraju i świata, jako żywy Kościół Pana Jezusa. Taka była wola Pana Panów i Króla Królów, na którego głos chcemy być w dalszym ciągu otwarci. Na początku nabożeństwa organizowane były w domu prywatnym , a później w prowizorycznej kaplicy. Od 1994 r. posiadamy Dom Modlitwy, w którym odbywają się nabożeństwa, chrzty oraz inne uroczystości.