Moja ukryta historia życia

Exemple

Moja ukryta historia życia

Mam na imię Aleksandra. Wychowałam się w zborze w Wisłoczku, w wierzącej rodzinie. Całe życie miałam świadomość tego, że jest Bóg oraz bardzo mocno pragnęłam mu służyć. W wieku 12 lat oddałam mu swoje życie, a w wieku 16 lat wzięłam Chrzest Wodny. Przez większość mojego życia myślałam, że tylko tyle mam do powiedzenia i tylko w ten sposób mogę siebie opisać. Jednak moja historia jest trochę bardziej skomplikowana. Dopiero w wieku 20 lat wydarzyło się coś, co sprawiło, że moje życie nie będzie już nigdy takie samo. Wydarzenia, które miały miejsce w mojej przeszłości,  były dla mnie tak obciążające, że na jakiś czas wyparłam je ze swojej świadomości. Dopiero po jakimś czasie Bóg mi o nich przypomniał.

W wieku 14 lat zaczęłam bardzo interesować się modą. Przeglądałam różnego rodzaju strony internetowe i magazyny. Sprawiło to, że rozpoczęłam proces dorastania jako kobiety. W tym wieku dziewczyna zaczyna odkrywać  siebie, obserwować swoje ciało i figurę. Pewnego dnia patrząc w lustro, zauważyłam że nie wyglądam tak jak  dziewczyny z gazet. Coś we mnie było nie tak. Zdecydowanie za niska, zbyt zaokrąglona. Dziwiłam się sobie jak wcześniej mogłam tego nie dostrzegać. Przecież patrzyłam na swoje odbicie codziennie, byłam taka zaślepiona! Przecież nie tak ma wyglądać piękna dziewczyna! Jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, ale te myśli zaprowadziły mnie do podjęcia pewnych decyzji. W Wigilię byłam nieobecna myślami przy stole. Obmyślałam plan, jak rozpocząć proces mojej przemiany. Wtedy postanowiłam, że koniec z takim trybem życia, że biorę się za siebie, bo nie akceptuję tego jak wyglądam. Byłam bardzo zdeterminowana i nie mogłam się doczekać kiedy te wszystkie plany zacznę wprowadzać w życie.

Rozpoczęłam dietę odchudzającą. Dużo czytałam na ten temat, bardzo mnie to pochłaniało i moja wiedza z dnia na dzień stawała się coraz bardziej imponująca. Bardzo dobrze mi szło, ponieważ zaczęłam jeść 5 małych posiłków dziennie, co 3 godziny. Ograniczyłam wszelką niezdrową żywność, odmawianie sobie pewnych produktów szło mi z zaskakującą łatwością. Waga szybko leciała w dół. Czułam się bardzo dobrze, ponieważ widziałam efekty swoich działań, zaczęłam się ubierać tak jak mi się na ten czas podobało. W końcu  ludzie wokół mnie zaczęli również  dostrzegać pozytywne zmiany. Zaczęły się komplementy i miłe słowa. Dodawało mi to jeszcze więcej determinacji.

Myślałam że mam wszystko pod kontrolą, ale nie zauważyłam że z czasem moja dieta i ten styl życia owładnęły moim umysłem. Zaczęłam obsesyjnie interesować się kalorycznością produktów. Zliczałam każdą dostarczoną  kalorię, prowadziłam do tego specjalny zeszyt. O jedzeniu, a raczej o niejedzeniu myślałam cały czas. Spisywałam wszystkie swoje niepowodzenia, to co chciałabym w mojej diecie poprawić i udoskonalić. Kiedy w nocy leżąc w łóżku zaczynało burczeć mi w brzuchu odczuwałam ogromną satysfakcję. I tak trwało to z miesiąca na miesiąc.

Nawet nie zauważyłam kiedy zrzuciłam sporą ilość kilogramów. Nie zauważyłam też nawet kiedy zaczęły się moje problemy ze zdrowiem. Mój organizm nie radził sobie ze zbyt szybką utratą wagi. Brakowało mi witamin i pewnych hormonów, które umożliwiałyby mu normalne funkcjonowanie. Nie zauważyłam też tego, że bardzo źle się czuję, że jestem cały czas chronicznie zmęczona, rozdrażniona, że mam zły humor. Nie widziałam też tego, że nie mam ochoty wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi. Wizja tego, że gdzieś będzie jedzenie mnie przerażała. Jedynymi tematami na które miałam ochotę rozmawiać to tylko moja dieta, zmiany w mojej figurze i nowinki związane z odchudzaniem.

W pewnym momencie moi bliscy, moja rodzina i znajomi, zaczęli zauważać że jest coś nie tak. Że zaczęłam się zatracać w tym co robiłam, że się zmieniłam i to nie tylko fizycznie ale szczególnie psychicznie. Ja natomiast  nikomu nie zwierzałam się z moich problemów bo po prostu ich nie dostrzegałam. Według mnie było wszystko w porządku, miałam wszystko pod kontrolą. Moja rodzina zaczęła zwracać mi uwagę, że przesadzam, że powinnam już przestać. Ja natomiast  totalnie ich ignorowałam i twierdziłam, że nikt mnie nie rozumie. Na siłę szukałam akceptacji i pochwały ze strony otaczających mnie osób. Potrzebowałam ciągłej uwagi, komplementów i zainteresowania. Jednak moje potrzeby nie były zaspokajane. Czułam się nieakceptowana przez ludzi. Myślałam sobie wtedy, że na pewno ludzie uważają mnie za brzydką i za grubą, dlatego nie chcą specjalnie zwracać na mnie uwagi. Nie wiedziałam, że moje relacje psują się przez mój egoizm i sposób w jaki się zachowuję. Przestałam lubić ludzi, ale w tym wszystkim czułam się bardzo osamotniona. Miałam swoich bliskich znajomych i starałam się z nimi utrzymywać relację, ale wiązało się to u mnie z ogromnym wysiłkiem i poświęceniem.

W tym czasie również, zaczęło bardzo mocno zależeć mi na relacji z Bogiem. Podjęłam decyzję o tym, że na pewno będę podążała jego drogą. Jednak z perspektywy czasu  wiem, że bardzo ograniczałam Mu dostęp do mojego życia. On nie mógł działać w nim w pełni, bo kurczowo trzymałam pewną kwestię w moim życiu, nie chciałam jej wypuścić.

Na wakacjach pojechałam do Wisłoczka. Pamiętam że jechałam tam z myślą, że nie będzie tam moich rodziców, że nikt nie będzie mnie kontrolował i ja będę mogła robić swoje. Bardzo się przeliczyłam. Moja rodzina została poinformowana o wszystkim przez moich rodziców.  Moi kuzyni oraz ciocia i wujek bardzo mnie pilnowali. Nie pozwalali na samowolkę. Bardzo mnie to złościło i w głowie miałam tylko myśli o tym, że ja im wszystkim jeszcze pokażę, jeszcze będą mi zazdrościć tego co dokonałam.

Pamiętam historię gdy siedzieliśmy przy stole na śniadaniu i chciałam już odchodzić od stołu mówiąc, że już jestem najedzona, a wtedy jedna z osób bardzo się zdenerwowała każąc mi siedzieć przy stole i coś zjeść, a druga powiedziała, że nie wie czy zdaję sobie z tego sprawę, ale mam anoreksję. Wybiegłam wtedy z kuchni bardzo oburzona i rozwścieczona. Jak ktoś może mi coś takiego mówić? To nieprawda !!! Moja kuzynka zaproponowała mi pewien eksperyment. Postanowiła, że będzie robiła spis  tego dnia co je jej córka i ja też miałam coś takiego zrobić. Zgodziłam się na to, bo byłam pewna swoich racji. Wieczorem gdy sprawdziłyśmy nasze kartki, okazało się że w ciągu dnia zjadłam o ponad połowę mniej niż 3-letnie dziecko. Zaczęło się coś we mnie przebudzać.  Gdy wróciłam do domu moi rodzice byli załamani. Codzienne awantury były normalnością, ponieważ oni próbowali do mnie dotrzeć w jakiś sposób, a ja reagowałam na to bardzo agresywnie. W pewnej nerwowej rozmowie, gdy próbowali mi udowodnić że wchodzę już na jakiś poziom anoreksji (anoreksja to nie tylko choroba fizyczna, ale psychiczna), moja mama wykrzyczała mi, że co ja w ogóle robię, że cała rodzina się za mną modli, poszczą z mojego powodu i nie śpią po nocach, a ja robię i mówię  takie rzeczy ! W tym momencie bardzo coś we mnie uderzyło, zaświeciła się czerwona lampka. Modlą się za mnie? Poszczą? Niemożliwe! Przecież wszystko kontroluję! Nic mi nie jest! W głębi serca jednak wiedziałam, że tak nie jest. Zaczęłam się modlić w ten sposób: „ Panie Boże, ja wiem że nie jestem chora, że jest ze mną wszystko w porządku, mam wszystko pod kontrolą, ale w razie czego proszę cię żebym nie była chora”. W ten sposób wierzę, Pan Bóg rozpoczął we mnie pewien proces. Zgodziłam się na podróż po lekarzach, USG, badania krwi. Moja lekarka jak zobaczyła wyniki badań i jak dowiedziała się ile schudłam,  w jakim czasie i to w moim wieku była zaskoczona. Rozmawiała ze mną o możliwych konsekwencjach moich działań i to sprawiło, że rozpoczął się we mnie okres wychodzenia z mojej „choroby”. Zaczęłam się leczyć, musiałam  brać leki na uregulowanie tego wszystkiego co było rozregulowane.

Jednak teraz rozpocznie się druga część mojego świadectwa. Dużo cięższa dla mnie i bardziej bolesna.  Zaburzenia odżywiania to nie tylko anoreksja czy bulimia, ale również wszelkiego rodzaju  patologiczne odżywianie oraz myślenie o jedzeniu i sobie samym.  Pomimo tego, że mojemu życiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo,  mój umysł i moja psychika była w bardzo złym stanie. Żyłam codziennie w wielkich wyrzutach sumienia, czułam się bardzo  źle sama ze sobą. Brzydziłam się sobą i nienawidziłam siebie. Kiedyś wpadł mi w ręce notatnik, który prowadziłam w tamtym czasie, gdzie opisywałam co się dzieje w moim życiu.  Byłam zdolna do tego, aby określać siebie w taki sposób, że trudno mi o tym nawet  myśleć.  Moje odbicie w lustrze było dla mnie odrażające, a każdy dzień był przepełniony goryczą i frustracją. Nie chciało mi się żyć. Miałam ogromne kompleksy i totalnie nie akceptowałam siebie. Dopiero teraz widzę, że Bóg wielokrotnie upominał się w tym czasie o moje życie. Budził we mnie pragnienie służenia Mu oraz oddania Mu swojego życia w pełni. Zostałam również ochrzczona Duchem Świętym, wzięłam chrzest, jeździłam na misje. Miałam nawet przebłyski w uświadomieniu sobie, że coś jest nie tak. Kwestii moich zaburzeń odżywiania i myślenia o sobie nie identyfikowałam jako problem. Była to część mnie, która była ze mną długo i ja nie chciałam jej oddawać. Doświadczyłam „ślepego chrześcijaństwa”, w którym zagłuszałam swoje sumienie, wmawiając sobie że wszystko jest w porządku. To trwało również przez całe liceum, gdzie trafiłam do klasy, gdzie każda dziewczyna była na jakiejś diecie. To sprawiało, że nic nie zmieniałam w swoim życiu.  Pastwienie się nad samą sobą, ciągłe obrażanie samej siebie, bycie ciągle na diecie „ od jutra”, myślenie o tym że muszę przejść na jakąś dietę, życie w ciągłych wyrzutach sumienia, brzydzenie się tym co robię i samą sobą pochłaniało moją codzienność.

Moje życie bardzo się zmieniło gdy wyjechałam na studia. Pan Bóg rozpoczął we mnie proces zmian. Zaczęłam dostrzegać to, że jest w moim sercu jakaś bariera, która blokuje Bogu dostęp do mojego życia. To był już ogromny krok. Pamiętam jak na pierwszym roku rozmawiałam z moją przyjaciółką i przeszłyśmy w rozmowie na temat moich problemów z samoakceptacją. Powiedziałam jej wtedy,  że mam problem, coś jest nie tak i chcę się zmienić, ale totalnie nie wiem jak !

Momentem kluczowym w moim życiu była misja na którą pojechałam z przyjaciółmi na wakacjach w 2016 roku. Nie odbyło się to w jakiejś szczególnej chwili, ale w luźnej rozmowie gdy rozmawiałam z przyjaciółką i przyjacielem. W rozmowie tej  przeszliśmy na temat zaburzeń odżywiania i problemów samoakceptacji w dzisiejszym społeczeństwie. W tym momencie przypomniała mi się moja historia i zaczęłam opowiadać im o mojej przeszłości. I wtedy przyjaciółka powiedziała mi: „Ola jakie ty masz świadectwo! Nigdy o tym nie mówiłaś!” Ja wtedy głęboko zbadałam swoją duszę i mnie olśniło! Powiedziałam wtedy: „Że na razie nie mam co mówić bo wiem, że jeszcze nie jestem z tego wyleczona”. Rozpoczęło się wtedy coś wspaniałego w moim życiu. Bóg przekazał mi, że stworzył mnie na Swój obraz, że chce mnie użyć taką jaką  jestem. Nie jestem dziełem przypadku, że jestem piękna i nikt nie ma prawa obniżać poczucia mojej wartości. Nikt! Pan Bóg rozpoczął niesamowite działanie. Miałam ogromną potrzebę zmiany. Bóg mi jednak pokazał że dopóki nie zmienię myślenia o sobie, dopóki nie przestanę obrażać jego dzieła to w moim życiu nic się nie zmieni. Zaczęło docierać do mnie, że nikt nie ma prawa mówić jak mam wyglądać, to moja sprawa i jeśli komuś się nie podobam,  to jest to  tylko i wyłącznie jego problem.

Moje życie zaczęło się tak diametralnie zmieniać. Bóg pokazał mi, że może naprawdę mnie używać. Zaczął budzić we mnie pragnienie służby i życia z nim na 100 procent,  bez żadnych blokad, kompleksów i bólu. Pokazał mi również, jak życie doczesne, wygląd czy cielesność to sprawa ulotna. Jak to jest nieważne i że nie prowadzi do niczego ważnego. Czym jest nasze ziemskie życie? Było mi wstyd, że zmarnowałam tyle czasu i energii na myślenie o takiej nicości i powierzchowności. Gdy pytałam Boga po co to wszystko wydarzyło się w moim życiu, On pokazał mi, że to wszystko co przeszłam było w jakimś celu. On był cały czas przy mnie, gdy ja się oddalałam. Gdy przeżywałam cały ten koszmar, On nigdy mnie nie opuścił.

Zostałam całkowicie uwolniona z zaburzeń odżywiania i wszystkich wyniszczających mnie myśli.  Jakie to wspaniałe gdy mogę budzić się w wolności, bez wyrzutów sumienia, bez nienawiści i obrzydzenia do siebie. Dla mnie to ogromne błogosławieństwo. Dopiero teraz mogę doświadczać tego, jak wspaniałe i pełne cudów jest życie z Bogiem. Zaczęłam rozumieć co oznacza służba i pełne oddanie siebie Bogu. W momentach gdy szatan upomina się o tę cząstkę mnie, która była mu tak długo oddana, mogę odnosić Boże zwycięstwa. Moje życie dopiero teraz ma prawdziwy  sens. W każdej chwili mojego życia, chcę oddawać Bogu chwałę za to co uczynił! Pan ma moc oczyścić i uwolnić człowieka z każdego problemu i sidła. Dla Boga nie ma nic niemożliwego! Jednak my musimy Bogu na to pozwolić.  Niech Jemu będzie chwała i cześć!

5 thoughts on “Moja ukryta historia życia

  • Renata

    Ola twoje świadectwo jest naprawdę cudowne

    Odpowiedz
  • Janina

    Olu !!dziekuję za odważne odkrycie swojego Zycia!!niech dobry Bóg Cie potężnie używa !!..dziel sie wspaniałym świadectwem!! wielu ludziom pomożesz .,,a niektórych uratujesz od śmierci!!

    Odpowiedz
  • WIESIA

    WIERZĘ ŻE BÓG JEST JUŻ ZAWSZE Z TOBĄ. NIECH CIĘ BŁOGOSŁAWI NA KAŻDY DZIEŃ TWOJEGO ŻYCIA.AMEN Z BOGIEM.

    Odpowiedz
  • Agata

    Olu to cudowne, że doszlas do momentu w którym tak myślisz. Jesteś wolna, szczęśliwa i blisko Boga.Niestety ja nadal jestem zagubiona..mam 39 lat i jestem totalnie pogubiona duchowo. Nie mieszkam w Polsce ale latem będę w Wisloczku i zamierzam pójść do temtejszego kościoła….moze Pan Bog wleje w moje serce nadzieje i pokaze mi drogę…..tak chcialabym poczuć spokoj w sercu. Bylam w wielu kościołach różnych wyznań ale w zadnym nie czulam sie ,,jak w domu” ….może to przez moje straszne grzechy , może Bog mnie nie chce….jednak wierzę, ze cos się zmieni bo brakuje mi.,,czegoś” brakuje mi Boga

    Odpowiedz
  • Tomek

    Aleksandro,
    szczere to było. Panu Bogu na chwałę.
    Czytając bałem się, że uwikłałaś się w rzeczy jeszcze gorsze, ale jak widzę Pan Cię uchronił przed wieloma, a moje „obawy” nie spełniły się :-), za co też jestem Bogu wdzięczny.
    Wiem, że mogą przyjść też inne trudne doświadczenia, ale pamiętając o Bożej wierności, będziemy podążać za Panem dalej. Dalej. I dalej…
    A tam będzie już tylko Szczęście :-).
    Zatem w Drogę 🙂

    Odpowiedz

Skomentuj Janina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *